poniedziałek, 30 października 2006


Meseria mea, pe atunci, era singurătatea. Mi-o exercitam pe străzile galbene şi prăfuite ale Bucureştiului, în cartierele lui vechi, neonoscute de mine pînă atunci. Umblam toată ziua (…). Căutam case foarte vechi, galbene, cu decoraţiuni prosteşti şi solemne, sau blocuri bizare, înguste ca o lamă de brici, aruncîndu-şi umbra ca de gnomon peste piaţete singuratice. (…) Nu mi deschideau fete frumoase şi triste, cu ochi imenşi (…) ieşeam iar în soarele omogen şi placid, străbăteam iar străzi vărgate de linii de tramvai, mă înfundam iar în zone neştiute ale oraşului (M. Cărtărescu, Travesti)

sobota, 21 października 2006


Stare centrum.


Ateneul Român.


Okolice Piaţa Universităţii.

Belle époque.

Piaţa Victoriei.


Widok z kanału Dâmboviţy.


Tak, to jest... Hotel Marriott.


Inne dzieła Geniusza Karpat.


Dacia Logan, tu jednocześnie uchwycone tylko cztery. To auto ma tu zapewnioną jeszcze długą przyszłość.


Po lewej stary budynek parlamentu, jakby żywcem przeniesiony z XIX-wiecznego Paryża, po prawej cerkiew obok siedziby rumuńskiego patriarchatu. To zdjęcie symbolizuje Rumunię: jej obsesyjne imitowanie zachodu przy zachowaniu wschodniej tradycji.

Widok na parlament, najokazalszy przykład stylu Ceauşescu.


No i jestem, wreszcie jestem w Rumunii po rocznej przerwie! A oto widok z okna mojego hotelu (Confort zresztą się nazywa) w Bukareszcie... Bo Rumunia to taka mozaika.


Zamek w Czchowie.